Wzgórza pamięci każdego z nas – recenzja filmu „Wszystkie nieprzespane noce” Michała Marczaka

„Wszystkie nieprzespane noce” Michała Marczaka wcale nie są filmem pokoleniowym, opowiadającym o wkraczających właśnie w dorosłość dwudziestolatkach; chcą raczej pretendować do miana filmu uniwersalnego, ponadczasowego, z którym może utożsamić się zarówno współczesne najmłodsze pokolenie, jak i generacja trzydziesto- czy czterdziestolatków. Niektórzy krytycy usilnie próbują odczytać ten film przez pryzmat tego co w kinie już było, czyli francuskiej nowej fali czy „Niewinnych czarodziei” Andrzeja Wajdy, ale nie tędy droga, bo film uznanego twórcy dokumentów broni się sam. 


„Wzgórze pamięci” to pojęcie w psychologii odnoszące się do naszych wspomnień z okresu młodości. Im jesteśmy starsi, tym jaśniej i wyraźniej pamiętamy to, co działo się gdy dopiero wkraczaliśmy w dorosłość, czyli mniej więcej między 15. a 25. rokiem życia. Każdy ma swoje indywidualne „wzgórze pamięci”, bo kontekst przeżywania młodości za każdym razem się zmienia. Mimo to istnieją pewne wspólne dla wszystkich ludzi emocje, uczucia i wrażenia z tego okresu życia, które znalazły odzwierciedlenie w najnowszym filmie Michała Marczaka.


Reżyser do tej pory kojarzony z kinem dokumentalnym (warto przypomnieć tu jego nagrodzony na Warszawskim Festiwalu Filmowym w 2010 roku dokument o aktywistach działających na rzecz natury i ekologii „Fuck For Forest”), tym razem stworzył coś na kształt kina paradokumentalnego. W bardzo realistycznej formie udało mu się uchwycić zapis czegoś ulotnego, zbiór wyselekcjonowanych wspomnień z najwspanialszego okresu w życiu człowieka, czyli młodości. Dlatego we „Wszystkich nieprzespanych nocach” tak mało jest odnośników do współczesnego „tu i teraz”, czyli wszechobecnej technologii (zadziwiające jest to, że bohaterowie nie korzystają z Facebook’a, praktycznie nie widzimy jak do siebie dzwonią czy sms-ują, żeby umówić się na kolejną imprezę), nie ma też w nim miejsca na prozę życia – zarabianie na chleb, studia, rodzinę. Wydawać by się mogło, że życie postaci to jedna wielka niekończąca się impreza. Po części to prawda, bo to właśnie podczas tych spotkań z innymi ludźmi, budowania nowych więzi i zrywania ich, bohaterowie filmu Krzysiek (Krzysztof Bagiński) i Michał (Michał Huszcza), próbują zdefiniować siebie. 


Marczak opowiada o tych ludziach z perspektywy nieco starszego od nich i bardziej doświadczonego życiem kolegi. Przywołuje z pamięci to, co pozostało w nim samym z okresu młodzieńczej beztroski i poszukiwania własnego ja, i próbuje to pokazać przez pryzmat dzisiejszej młodzieży. Portret współczesnych młodych ludzi, jaki wyłania się z tego filmu jest bardzo trafny i nie sposób się z nim nie zgodzić. Obecni dwudziesto- i trzydziestolatkowie to pokolenie egoistów i zagubionych jednostek, które na każdym kroku muszą podkreślać swój indywidualizm, nie potrafią zbudować trwałej relacji partnerskiej, bo wszelkie głębsze zaangażowanie budzi w nich lęk i przerażenie. Czego tak naprawdę się boją? Odrzucenia, porażki? 
Twórca daleki jest od moralizowania i wyciągania wniosków. Nadal tkwi w nim dokumentalista, rejestrujący rzeczywistość, a interpretację i ocenę pozostawiający widzom. Młoda publika z pewnością utożsami się z głównymi bohaterami filmu, ci nieco starsi mogą czuć się zagubieni w rzeczywistości polskiej Stolicy, która w filmie Marczaka staje się miastem wiecznej imprezy. Jednak każdy z nas przeżywał kiedyś młodość i być możne po seansie „Wszystkich nieprzespanych nocy” warto odświeżyć zakurzone zakamarki pamięci dotyczące tamtego okresu, wtedy może łatwiej będzie nam zrozumieć to, co przed chwilą zobaczyliśmy na ekranie.

Anna Skoczek

Komentarze