Gra pozorów. Recenzja filmu "Imigranci / Dheepan"

Zaczynamy cykl recenzji Tofifest Film Magazine. Dziś "Imigranci" piórem Mikołaja Wyrzykowskiego.

Atmosfera jest gęsta, kadry ciasne. Kamera śledzi wędrówki bohaterów, podąża za nimi jak lunatyk we śnie. Film zdaje się kołysać, rytmicznie wprowadzając w trans, pozorny spokój, który prowadzi do wybuchu wszystkich tłumionych emocji. Ale czym jest słoń, który czasem pojawia się jako halucynacja? Może, pośród brudu, agresji, dzikości i wszechogarniającej dżungli, która rozciąga się od Sri Lanki do Paryża, słoń stanowi wyraz odwiecznej tęsknoty za spokojem i harmonią, za utraconym rajem?


Kiedy „Imigranci” zdobyli Złotą Palmę w Cannes, film ten był aktualny, ale nie tak jak teraz, w
listopadzie, kiedy wszedł do kin. Jacques Audiard scenariusz napisał już 5 lat temu: to pokazuje tylko, jak problem ukazany w filmie od dawna narastał, a teraz stał się jeszcze bardziej obecny.
Ale czy można w ten sposób uogólniać? Czy film w polskim tłumaczeniu nie powinien raczej zachować oryginalnej nazwy „Dheepan”, a nie występować jako „Imigranci”?

Dheepan to imię. Imię wymyślone, nadane, pozorne. Należy do człowieka, który kiedyś walczył po stronie Tamilskich Tygrysów na Sri Lance, teraz ucieka przed śmiercią na Zachód – tam, gdzie ma nadzieję znaleźć lepsze życie, a nawet raj na Ziemi. Ucieka na fałszywych paszportach, przyjmując fałszywe imię Dheepan i przygarniając dziewczynkę oraz kobietę z przypadku, z którymi ma tworzyć fałszywą rodzinę. Wszystko tu jest pozorne. Bohaterowie myślą na początku, że uda im się to przezwyciężyć, przekuć pozory w prawdę, ustatkować się we Francji. Ale to tylko marzenia. Rzeczywistość w Paryżu ich przytłacza, nie potrafią się odnaleźć w obcym mieście, otoczeni obcym językiem i obcymi ludźmi. Jacques Audiard gra z naszymi uczuciami. Na samym początku filmu widzimy Dheepana, który wyłania się z ciemności, obwieszony tandetnymi świecidełkami. Jest handlarzem na ulicach Paryża. Groteskowym i zupełnie obcym. Reżyser już na początku pokazuje, jak bardzo imigrant ze Sri Lanki nie pasuje do otoczenia. To, co widzimy, kontrastuje z anielską, senną muzyką.

Dheepan zostaje dozorcą na blokowisku, gdzie zamieszkuje razem z żoną i córką. Próbują się zasymilować, żyć bezpiecznie – tyle że na blokowisku królują sprzedawcy narkotyków, często dochodzi do strzelanin. Bohaterzy uciekli ze Sri Lanki przed wojną, a tutaj nie zastali wcale nic innego. Znów trzeba użyć siły, tu nadal jest dżungla, gdzie panuje dzikość, brutalność. Teza, jaką stawia Jacques Audiard, nie jest optymistyczna: mówi o tym, że świat, z którego przychodzimy, zabieramy ze sobą wszędzie, dokądkolwiek idziemy.



Realizm filmu potęguje gra aktorska. Główny bohater to prawdziwy uciekinier ze Sri Lanki, który w latach osiemdziesiątych przyjechał do Francji, parając się różną pracą, by w końcu spróbować swoich sił jako pisarz i dramaturg. I właśnie: jego historia stanowi kontrast dla historii głównego bohatera. Dlatego też trzeba przyznać, że Jacques Audiard nakręcił dobry film: wstrząsający, choć nie dotykający wszystkich odcieni problemu. Nie można jednak oczekiwać, by jedno dzieło ukazywało wszystkie strony. Zresztą, to film mówiący o konkretnych osobach, ich próbie asymilacji oraz rozbicia muru pozorów i obcości.

I tak właśnie należy go traktować. Jako film o Dheepanie, nie o wszystkich imigrantach.


Mikołaj Wyrzykowski


Komentarze

Prześlij komentarz