Najnowsze dziecko Andrieja Zwiagincewa, które w tym roku
zdobyło Nagrodę Jury w Cannes, powinno
usatysfakcjonować wszystkich entuzjastów reżysera. Nawet ci, którym nie w smak było odejście od wieloznaczności Powrotu w stronę kina społecznie zaangażowanego (Elena, Lewiatan) docenią Niemiłość. To film bardziej uniwersalny i formalnie powściągliwy. Moskwa służy tu tylko jako narzędzie do zdiagnozowania kryzysu relacji we współczesnym świecie.
Żenia i Borys żyją w nieszczęśliwym małżeństwie, w którym nic już ich przy sobie nie trzyma. Nawet dwunastoletni syn jest im całkowicie obojętny. Oboje ułożyli sobie niezależne życia seksualne i zawodowe, nie widzą żadnej przyszłości ani wyższych uczuć w swoim związku. Pewnego dnia wydarza się coś, co powinno nimi wstrząsnąć – ich syn ginie bez śladu, a zbiurokratyzowana policja nie okazuje się szczególnie pomocna. Z początku tragedia wydaje się dla nich tylko pretekstem do wzajemnego oskarżania się i wywlekania małżeńskich brudów, ale w końcu musi przecież dojść do jakiegoś przełamania.
Historia skłania nas do gorzkiej refleksji na temat stanu
ducha nowoczesnego społeczeństwa. Nieumiejętność nawiązania bliskości, ciągłe szukanie potwierdzenia
swojej wartości w mediach społecznościowych czy wstrząsająca obojętność wobec
cierpienia, dziejącego się poza bezpieczną bańką klasy średniej. Daleko
jednak reżyserowi do banalnego
konserwatyzmu. Nie oskarża tylko Tindera i Instagrama, nie szuka źródła kryzysu
wartości w liberalnej dekadencji Zachodu czy braku autorytetu w religii.
Scena spotkania z matką Żenii pokazuje, że dla Andrieja „niemiłość” to problem na skalę pokoleniową. Żyjąca z dala od cywilizacji, sypiąca werbalnymi wiązankami, zimna i cyniczna „babka”, to dinozaur starego systemu, wciąż ciążącego na młodych i zduszającego wrażliwość w zarodku.
Od strony formalnej to film ze wszech miar znakomity. Opanowana reżyseria, oszałamiające kadrowanie i metodyczna praca kamery Mikhaila Krichmana oraz bezbłędne aktorstwo. Duże wrażenie robi także świetna muzyka, która w odróżnieniu od nadużywanych czasami przez reżysera koturnowych, klawiszowych brzmień Philipa Glassa, idealnie współgra z wydarzeniami na ekranie. Niepokojące ambienty wchodzące w kluczowych momentach, wywołują ciarki na całym ciele i trzymają w emocjonalnym napięciu.
Niemiłość to doskonały film, moim zdaniem najpełniejsza i najdojrzalsza pozycja w dorobku reżysera od czasu debiutanckiego Powrotu. Nie jest to seans przyjemny i z pewnością pozostawi na Was bolesny ślad, jednak gwarantuję, że nie pozwoli na chwilę odwrócić wzroku od ekranu. Konfrontuje nas z lękami i uczuciami dotyczącymi właściwie każdego z nas, a do których sami często przed sobą nie chcemy się przyznać. Warto przekonać się samemu, czy tak wiele dzieli nas od „niemiłości” i co zrobić, żeby nie wpaść w jej sidła.
Dawid Smyk
Komentarze
Prześlij komentarz