Nowatorski, wyzywający, inteligentny, wyjątkowy, męczący, zabawny - taki jest "Manifesto". Ale o czym tak naprawdę mówi nam ten film?
Wybuchowa mieszanka
Po prostu manifest
"Manifesto" jest jednym z tych filmów, które trzeba obejrzeć kilka razy (najlepiej z notesem i encyklopedią sztuki w dłoni), aby go zrozumieć. Jego wszystkie elementy poruszają jakąś część mnie, ale nie wiem dokładnie jaką i pewnie jeszcze sporo czasu minie, zanim to odkryję. Czy polecam go? "Manifesto" nie jest dobrym filmem. Nie jest też złym filmem. To po prostu manifest.
Wybuchowa mieszanka
Osoby spodziewające się porywającego filmu ze zniewalającą Cate Blanchett w roli głównej mogą poczuć się oszukani. W ekranizacji z 2015 roku nie ma porywającej opowieści, nie ma klasycznego podziału na akty, nie ma łączących się wątków. Widzowie są wrzucani w przeróżne sceny z Blanchett, która za każdym razem wciela się w inną postać i wygłasza tytułowy manifest.
I tak spotykamy Cate-nauczycielkę, Cate-prezenterkę telewizyjną, Cate-naukowca, Cate-matkę czy Cate-bezdomną. Jej warsztat aktorski wzbudzi zachwyt zarówno największego znawcy, jak i amatora, a kadry filmowe są na tyle piękne, że chciałoby się napisać tekst tylko o nich. Niektóre, idealnie symetryczne, przywodzą na myśl niepokojące ujęcia Kubricka; inne, wyjątkowo bliskie i subtelne, wprowadzają w intymną relację z bohaterem. Film często bawi, czasem zaskakuje. Całość tworzy obraz, obok którego nie można przejść obojętnie.
I tak spotykamy Cate-nauczycielkę, Cate-prezenterkę telewizyjną, Cate-naukowca, Cate-matkę czy Cate-bezdomną. Jej warsztat aktorski wzbudzi zachwyt zarówno największego znawcy, jak i amatora, a kadry filmowe są na tyle piękne, że chciałoby się napisać tekst tylko o nich. Niektóre, idealnie symetryczne, przywodzą na myśl niepokojące ujęcia Kubricka; inne, wyjątkowo bliskie i subtelne, wprowadzają w intymną relację z bohaterem. Film często bawi, czasem zaskakuje. Całość tworzy obraz, obok którego nie można przejść obojętnie.
Kadr z filmu Manifesto
Trudna sztuka zrozumienia
Trudna sztuka zrozumienia
Przekaz manifestu nie od początku jest jasny. Zresztą pod koniec wcale nie staje się "jaśniejszy", ale ostatnie sceny nakierowały mnie na pewien trop. Lawirujemy między hasłami “odrzućmy wszystko” a “nadajmy wszystkiemu sens”. Granica jest cienka; reżyser czasem zdaje się przeczyć samemu sobie, ale to tylko doprowadzony do perfekcji sarkazm. Oglądając "Manifesto" trzeba być czujnym. Początkowe nawoływanie do odrzucenia fundamentów naszego życia nabiera sensu po słowach “Sztuka wymaga prawdy, nie szczerości”. Wciąż niejasne? Już tłumaczę.
To nawoływanie do odrzucenia tego, co poznaliśmy poprzez wpojoną tradycję, kulturę i naukę. Te powielane schematy socjalizacji tworzą setki tysięcy takich samych ludzi bojących się wyjść poza znane schematy. I co z tego, że będą oni szczerzy, skoro ich szczerość polegająca na wyuczonych pseudo prawdach nic nie znaczy? Oczyśćmy nasze umysły i szukajmy prawdy, takiej obiektywnej, powszechnej - zdaje się nawoływać autor manifestu. Twórzmy sztukę niosącą przekaz, sztukę odwołującą się do rzeczywistości!
To nawoływanie do odrzucenia tego, co poznaliśmy poprzez wpojoną tradycję, kulturę i naukę. Te powielane schematy socjalizacji tworzą setki tysięcy takich samych ludzi bojących się wyjść poza znane schematy. I co z tego, że będą oni szczerzy, skoro ich szczerość polegająca na wyuczonych pseudo prawdach nic nie znaczy? Oczyśćmy nasze umysły i szukajmy prawdy, takiej obiektywnej, powszechnej - zdaje się nawoływać autor manifestu. Twórzmy sztukę niosącą przekaz, sztukę odwołującą się do rzeczywistości!
Kadr z filmu Manifesto
Po prostu manifest
Elementarną częścią tej ekranizacji jest głos Blanchett. Jej siła, ton i dykcja sprawiają, że zbrodnią byłoby zagłuszenie go lektorem. Z drugiej strony napisy odwracają uwagę od obrazu, a zawiłość przekazu jest często trudna do rozszyfrowania.
Po kilku scenach takiej mieszaniny dźwięku, obrazu i pogoni za sensem widz może poczuć się zmęczony. Jednak gdy ogarnia nas znużenie, możemy przez chwilę ignorować słowa i skupić się na bezbłędnej grze aktorskiej, do bólu dopracowanych kadrach czy na pomysłowości reżysera.
Po kilku scenach takiej mieszaniny dźwięku, obrazu i pogoni za sensem widz może poczuć się zmęczony. Jednak gdy ogarnia nas znużenie, możemy przez chwilę ignorować słowa i skupić się na bezbłędnej grze aktorskiej, do bólu dopracowanych kadrach czy na pomysłowości reżysera.
"Manifesto" jest jednym z tych filmów, które trzeba obejrzeć kilka razy (najlepiej z notesem i encyklopedią sztuki w dłoni), aby go zrozumieć. Jego wszystkie elementy poruszają jakąś część mnie, ale nie wiem dokładnie jaką i pewnie jeszcze sporo czasu minie, zanim to odkryję. Czy polecam go? "Manifesto" nie jest dobrym filmem. Nie jest też złym filmem. To po prostu manifest.
Lena Paracka
Komentarze
Prześlij komentarz