„Tytuł Zwierzęta, czyli film o ludziach” - relacja ze spotkania z Gregiem Zglińskim i filmu "Tiere"

Tiere to ciąg fabularny, na który trzeba czasu i miejsca w głowie, by przetrawić myśli, o których istnieniu nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Cytat, przytoczony tuż po seansie: gdzie jestem? – tu – gdzie jest tu? to fragment dialogu z najnowszego filmu Grega Zglińskiego, który możemy rozumieć jako swoiste podsumowanie tego, co serwuje nam reżyser.


Zagadka życia zaklęta w dialogu 

Drugi dzień TOFIFestu zaowocował niespodziewanie filozoficznym tematem na niedzielny wieczór. Po doświadczeniu Tiere nawet prowadzący spotkanie Jarosław Jaworski nie był pewien, jakie pytanie zadać. Widownia w skupieniu oczekiwała, wypowiedzi twórcy, jego własnej interpretacji i przypuszczalnie podpowiedzi w rozumieniu filmu. Greg Zgliński z uśmiechem na twarzy podkreślił, że spodziewał się takiej reakcji.

Reżyser po chwili zaczyna wyjaśniać, a raczej zadawać nowe pytania bez odpowiedzi, tak jak zadawał je przed chwilą film. Zgliński mówi, że podczas tworzenia Tiere wahał się, czy istnieje coś takiego jak granica, zaczyna swoje porównanie od snu – Coś się śni, ale czy na pewno? Czy sny możemy nazwać fikcją? Logicznie nasuwającą się odpowiedzią zdaje się być tak, sny to wytwór naszych wyobraźni. Twórca kładzie w wyjaśnieniu nacisk na nieuchwytny moment, w którym po przebudzeniu wierzymy w sen. W takim momencie mara jest rzeczywistością, a więc nie różni się niczym od świadomego funkcjonowania.

Reżyser tłumaczy, że poza granicami snów film dotyka również prawd uniwersalnych, męskich i kobiecych, ludzkich i zwierzęcych, ale przede wszystkim sprzeczności życia ze śmiercią. Czytając scenariusz, a później pracując nad filmem Zwierzęta, poczułem, że dotknąłem rąbka tajemnicy życia i śmierci. Kluczowe jest tutaj użycie słowa dotknąłem, podkreśla ono bowiem, jak niewiele udało się odsłonić reżyserowi, który stworzył jakże dogłębny film poświęcony właśnie temu problemowi. Ostatecznie po seansie Tiere wszyscy jesteśmy sobie równi w nieświadomości tego, co czeka nas po drugiej stronie.
 
kadr z filmu Tiere
Z myślą o Jörgu Kalt

Gość TOFIfestu opowiadał też o swojej synchronizacji, niemal intuicji z myślą przekazaną w scenariuszu. Miało to dla niego ogromne znaczenie, pierwszy raz czytał tekst Jörga Kalta w 2007 roku. Film Tiere właśnie powstawał, Greg nie był z nim jednak jeszcze związany. Niespodziewanie dwa miesiące przed rozpoczęciem produkcji Jörg Kalt popełnił samobójstwo. Przerwano prace nad filmem, scenariusz pozostał niezrealizowany. 10 lat trwało odnajdywanie się Zglińskiego z zapomnianym tekstem. Reżyser nabrał w tym czasie doświadczenia i zdecydowania filmowego, miał za sobą kilka produkcji serialowych i film Wymyk (2011). 

Inspirowane paradoksem

Chociaż Zgliński przyznał się, że tajemnica umierania jest dla niego niewiadomą, to udało nam się dowiedzieć, skąd Jörg Kalt miał pomysł na tak poplątaną sekwencję wydarzeń w Tiere. Inspiracją autora jest abstrakcyjne dzieło M.C. Eschera Nieskończona Relatywność.

Grafika przedstawia postaci dążące do celu schodami, schody na obrazie prowadzone są w każdym kierunku i paradoksalnie donikąd nie prowadzą. Właśnie ten paradoks oddzielnych partii schodów, które są poprawnie skonstruowane, ale z perspektywy całego obrazu postaci nie mogą nimi podążać, możemy odnaleźć w filmie Zglińskiego.

Koncepcja, jaką podzielił się z nami autor, nie sprawiała wrażenia trudnej, jedynie zupełnie niemożliwej, iluzyjnej, niczym sztuczka magiczna. Sala była słabo oświetlona, a umysły widowni nadal rozszyfrowywały elementy zagadkowej fabuły, dlatego wyjaśnienie to nabrało wagi tajemnicy, której nie można dzielić z byle kim. Tak oto wieczór spędzony z Gregiem Zglińskim wypuścił w miasto grupę Tofifestowej publiczności bogatszą o nowe interpretacje czasu i otaczającej rzeczywistości, no i oczywiście nowe doświadczenia filmowe.
 
Anna Badziąg


Komentarze