Rewolucja sprzed 15 lat. Klasyka Polskiego Offu na Tofifest 2016

Bodo Kox w "Krwi z nosa" Dominika Matwiejczyka, 2003
To unikatowe, pierwsze w historii polskich festiwali filmowych pasmo, mające na celu przypomnienie wielkiej, oddolnej , filmowej rewolucji jaka przetoczyła się przez polskie kino w latach 1998 – 2007. Rewolucji „offowej”. To właśnie w nurcie off, zwanym też „kinem niezależnym”, powstawały w tamtych latach najciekawsze i najświeższe produkcje polskie. Bronią tamtej rewolucji była
kamera VHS i pierwsze kamerki cyfrowe. Do tychże kamer sięgnęli ludzie „znikąd”, wcale niezwiązani z przemysłem filmowym. Sięgnęli i ukradli serca widzów.

Takie filmy jak „Krew z nosa” Dominika Matwiejczyka, „Homo father” Piotra Matwiejczyka czy „I co wy na to Gałuszko?” duetu Marcin Sauter - Maciej Cuske miały komplety widzów i wygrywały festiwale. Prezentując to pasmo, cofamy się do własnych korzeni. Pierwsze Tofifest (ówcześnie jeszcze jako Toffi) było przecież festiwalem offowym. Małym przeglądem, kontynuującym pomysł innych małych przeglądów zapoczątkowanych w toruńskim Domu Muz. Przez te 14 lat, jak sami zauważyliście, nieco wyrośliśmy…

Ale wróćmy na chwilę do przełomu wieków i przełomu w polskim kinie.


Czas klęski, czas triumfu

Przełom 20. i 21. wieku nie był dobrym czasem dla polskiego kina. W biznesie filmowym nie było pieniędzy. Powszechnie narzekano na poziom powstających tzw. nurcie oficjalnym filmów. Po naszych produkcjach widać było chroniczne niedofinansowanie, co odbijało się na jakości prac nawet najlepszych reżyserów. Polski Instytut Sztuki Filmowej miał powstać dopiero w 2005 roku.

Na festiwalu w Gdyni przyjmowano do konkursu wszystkie filmy wyprodukowane w danym roku, bo ich ilość nie przekraczała 15-20. Powstały takie kurioza filmowe jak Gulczas, a jak myślisz...”, reż. Jerzy Gruza czy Polisz Kicz Projekt”, reż. Mariusz Pujszo, które dzisiaj, w najlepszym razie potraktowano by jako zabawny eksces. Wtedy niestety były powszechnie omawianymi w mediach produkcjami.

Nic dziwnego że widzowie odwrócili się od naszego kina. W efekcie w 2005 roku tylko niecały milion osób poszło do kin na polskie filmy (dla porównania, w 2015 polskie filmy obejrzało w naszych kinach 8,3 mln osób, a same "Listy do M.2" zgromadziły ponad 2,8 mln widzów).

Wobec widma katastrofy filmowcy, aby przyciągnąć widzów, rzucili się do ekranizowania lektur. Ale klęski wielkich produkcji jak „Ogniem i mieczem”, reż. Jerzy Hoffman (1999) i „Quo vadis”, reż. Jerzy Kawalerowicz (2001) nie pomogły. Niestety niewiele dały pomogły naszej kinematografii sukcesy, np. „Zemsta” Andrzeja Wajdy czy nagrodzony Złotą Palmą „Pianista”, reż. Roman Polański. I wtedy w naszym kinie coś wybuchło.




Wielkie BUM!

Pojawił się „off” i zaczęła się rewolucja. Początkowo sami jej inicjatorzy nie wiedzieli że robią coś wielkiego. Szybko to zrozumieli, gdy kraj zalała rzeka „offowych” festiwali, prezentujących to, co najlepszego (no ale też czasami koszmarnego) stworzyli filmowcy - offowcy.

Na pniu rodziły się takie festiwale jak poznańskie Off-Cinema, warszawska Oskariada, wrocławski KAN, krakowska Krakffa, jeleniogórski Zoom-Zbliżenia, rzeszowski Happy End. I kilkadziesiąt innych. To one rozpętały prawdziwe szaleństwo na punkcie polskiego ”indie”. Jednym z takich festiwali był toruński „Off”, po którym nastąpił offowy Tofifest, ówcześnie nazywający się po prostu Toffi.


„Bułgarski pościkk” harata z karata

Chociaż nie ma na razie opracowań naukowych o offie, ale przyjmuje się, że początkami były filmiki produkowane przez Zespół Filmowy Skurcz - jak np. kultowy „Bułgarski pościkk” pastiszujący azjatyckie kino karate. Pierwszym filmem z nurtu „off”, który trafił do Gdyni i do kin, był „Kallafiorr” Jacka Borcucha (późniejszy reżyser „Tulipanów” i „Wszystko co kocham”). Jak to ładnie ujmuje portal filmpolski.pl - i sekunduje mu Wikipedia – lawinowo powstawały filmy offowe czyli „filmy niezależne niskobudżetowe”. Dominik i Piotr Matwiejczykowie, Bodo Kox, Jarosław Sztandera, Filip Marczewski, Dariusz Nojman, Mathias Mezler czy grupa DDN – to były „gorące nazwiska” tamtych lat.

Toruńskie Tofi cieszy też fakt, że był w offie mocny, toruński akcent – grupa satyryczna Kompania M3 wymyśliła pełnometrażową komedię o Krzyżakach „1409 – afera na zamku Bartenstein” (1998/2001/premiera 2005; w obsadzie Jan Machulski, Borys Szyc, Joanna Brodzik, Marcin Dorociński).


Polski off is back!

W ramach przeglądu zobaczymy w Toruniu między innymi „Krew z nosa” Dominika Matwiejczyka (2003). Ten pełnometrażowy film był dużym sukcesem, wysoko ocenionym przez krytyków – także tych „oficjalnych”. Historia chłopaka z wielkiego blokowiska, który postanawia zostać hip-hopowcem aby zmienić swoje życie była też pierwszą główną rolą Bodo Koxa. „Reżyser pokazał pozbawione moralizatorstwa, zjadliwe spojrzenie na współczesną młodzież i jej kulturę” – pisali recenzenci. Film wygrał wiele festiwali, w tym Tofifest 2005.

Nurt offowy mówił o tym, o czym nie umiało powiedzieć ówczesne kino „oficjalne”. „Homo father” Piotra Matwiejczyka (2005) było jednym z pierwszych polskich filmów otwarcie mówiących o problemie adopcji dzieci przez związki homoseksualne. Film trafił nawet do konkursu niezależnego w na 30. FPFF w Gdyni, ale nakazano tam wycięcie z niego, „kontrowersyjnych”, 16 minut. Na Tofifest pokażemy pełną wersję.

Offowcy mieli też humor. W Klasyce Polskiego Offu zobaczymy dwie, wyjątkowe komedie. „I co wy na to Gałuszko?” (1998/2001) nakręcili dwaj bydgoszczanie – a dziś znani reżyserzy - Marcin Sauter i Maciej Cuske. Film, wg legendy, nagrany na ścinkach już nagranych taśm filmowych, był czarną komedią o pewnym niedorajdzie, którego samochód marki „Syrena” sieje… śmierć w pewnej miejscowości na Kaszubach.

Kilkanaście nagród Grand Prix zgarnęła szalona komedia „Marco P. i złodzieje rowerów” wyreżyserowana przez Bodo Koxa (2005). To opowieść o tytułowym Marco - fanatyku sportu rowerowego, który za kradzież swojego ukochanego bicykla wywiera bezlitosną zemstę.

Nie będziemy tu opowiadać o wszystkich tytułach, zapraszamy do zapoznania się z programem.


Kochasz polskie kino? „Klasyka PL Offu” obowiązkowo

Uważamy, że każdy szanujący się fan polskiego kina winien obejrzeć te obrazy. Bo offowe kino stało u podstaw wielkiej przemiany, dzięki której nasze filmy zbierają dzisiaj Oscary, Złote Niedźwiedzie i Złote Lwy. Bo były to czasy królowania prawdziwej, pięknej wiary w sens kina i wyznawania czystej miłość dla tej sztuki. Powróćmy do tych emocji na Tofifest 2016.

Komentarze