We wtorek na festiwalu Tofifest odbyło się spotkanie z twórcami po
specjalnej projekcji filmu „Gwiazdy” – biografii Jana Banasia, legendy polskiej piłki. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów młodego pokolenia – Sebastian
Fabijański oraz reżyserski weteran Jan-Kidawa Błoński („Skazany na Bluesa”, „Różyczka”), opowiedzieli nam o kulisach filmu.
Jan Kidawa - Błoński i Sebastian Fabijański, Fot. Adrian Chmielewski |
Prawda ekranu
Scenariusz powstawał we współpracy z futbolową gwiazdą we własnej osobie. Banaś z początku nieszczególnie chciał obnażać się ze szczegółów swojego życia, ale w końcu uchylił rąbka tajemnicy. Postać dwulicowego przyjaciela – Gintera (Fabijański), była połączeniem kilku osób w życiu sportowca, które scalono w jedno na potrzeby czytelności narracji. Marlena natomiast, jego niespełniona miłość, jest wzorowana na prawdziwej osobie, której tożsamości Jan nie zdradził.
Reżyserowi bardzo zależało na wiernym odwzorowaniu realiów powojennego Śląska. Począwszy od wyuczania aktorów melodyczności gwary, po ukazanie skomplikowanych stosunków etnicznych, szczególnie relacji polsko-niemieckich. - Niewielu twórców dotykało tematu tego regionu. Szanuję Kutza, ale u niego wszystko jest raczej jednostronne. Chciałem wiernie przedstawić wszystkie te zawiłe zależności
społeczne – mówi reżyser.
Amerykańskie standardy
Ze strony publiczności padły entuzjastyczne komentarze na temat strony estetycznej filmu, niektórzy porównali go do amerykańskich superprodukcji. Chwalono rozmach, z jakim odtworzono PRL-owskie Zabrze – dopieszczona scenografia, rekwizyty, liczebność statystów, użycie szlagierowych kawałków. Wszystkie elementy filmu są wierne obrazowanej epoce, łącznie z ilością alkoholu spożywanego przez sportowców!
Konieczny do tego spory budżet zbierano z różnych źródeł.
Cenna była pomoc finansowa miasta Zabrze - mieszkańcom bardzo zależało na
wypromowaniu swojego bohatera. Wyzwaniem było także zdobycie archiwalnych
nagrań z meczów Banasia, które choć były w posiadaniu Telewizji Polskiej, na
mocy prawa wciąż należały do FIFA i trzeba było za ich wykorzystanie słono
zapłacić.
Pociągające zło
Na pytanie czy aktor nie boi się typecastingu, przypięcia łatki „tego złego”, Sebastian Fabijański odpowiedział: - Do tej pory wybierałem postacie negatywne, gdyż takie są moim zdaniem
bardziej interesujące, szczególnie te niejednoznaczne. Pewnie, że nie zawsze da się uciec od szufladki „aktora jednej roli”, ale ja lubię stawiać sobie wyzwania, a zagranie postaci stojącej na drodze bohatera, nie odmawiając jej przy tym człowieczeństwa jest wymagające. Aktor zdradził też, że po „Pitbullu” bywał prowokowany przez ulicznych „rycerzy ortalionu”, którzy najwidoczniej mieli problem z odróżnieniem filmowego twardziela od prawdziwej osoby.
Fascynacja złem skłoniła aktora do wybrania roli Gintera, ani przez chwilę nie zastanawiał się nad samym Banasiem. Sebastian przyznał, że lubi tricksterów, postacie z mocą sprawczą, psujące porządek w życiu bohatera. Nie udało mu się jednak dostać roli za pierwszym razem, na próbach zjadł go stres przy już obsadzonym w głównej roli Kościukiewiczu (który z kolei dowiedział się że gra Banasia z... audycji radiowej). Dopiero bo zdobyciu nagrody za „Jezioraka” w Gdyni, Fabijański dostał drugą szansę od reżysera.
Gdzie te Gwiazdy?
Jeśli nie widzieliście jeszcze filmu Błońskiego, jest on aktualnie dostępny na platformach cyfrowych i nośnikach fizycznych. Reżyser podziękował za miłe spotkanie i zapytany, czy nakręci jakiś film o Toruniu, nie zaprzeczył.
Dawid Smyk
Komentarze
Prześlij komentarz