Nie musisz palić komisariatów (recenzja filmu "Ziggy Dust")

Kilka dni temu odbyła się w Toruniu premiera, dwóch nowych produkcji z Torunia rodem. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o jednej, czyli "Ziggy Dust" w reżyserii Ryszarda Kruka, twórcy o którym pisaliśmy wielokrotnie. W naszej ocenie "Ziggy" to zdecydowanie najlepszy film Kruka, znanego chociażby z nagradzanego na festiwalach "Taksówkarza". Opowieść o Zbyszku Cołbeckim jest wartka, zróżnicowana i ciekawa. Duża cegiełkę do sukcesu dokłada też bardzo dobry montaż Pawła Żydowicza. „Ziggy Dust” to także dla mnie pewne odkrycie. Z filmowego obrazu wyłania się postać głównego bohatera, który udowadnia, że można być niepokornym i wolnym, nie posuwając się do agresji.

Zbyszek Cołbecki na plakacie do "Ziggy Dust"

Zbyszek Cołbecki oto osobowość nieoczywista. Dla jednych kultowa, dla innych denerwująca. Dla
obu stron z tej samej przyczyny - dorosły 54-letni facet wciąż zachowujący otwarty umysł, niepokorny, w każdej chwili gotowy do buntu. A do tego ma piękną żonę i świetnego synka. To do siebie nie pasuje. W Polsce albo masz 54 lata i ciężko pracując zarabiasz na rodzinę, by po pracy siąść w fotelu i oglądać mecze, albo jesteś wiecznym singlem i pływasz na fali życia. Tymczasem Zbyszek tworzy nową jakość. Dla mnie to jest normalność. I tę normalność sportretował Ryszard Kruk w filmie „Ziggy Dust”, którego premierę obejrzałem w sobotę na festiwalu Sztuki Faktu w Toruniu. 

Obraz Kruka prowadzi nas przez życie Zbyszka od chwili, gdy przejął z bratem rodzinny zakład zegarmistrzowski na toruńskim Starym Mieście. Potem unikatowe materiały archiwalne przedstawiają muzyczne korzenie „Ziggiego”. Toruński punk z początku lat 80. XX wieku: Rejestracja, gościnnie SS20 (pierwsza nazwa Dezertera) i Bikini tworzone przez Zbyszka. Słyszymy, jakże bliski sercu dzisiejszych 40/50-latków, chropowaty i dudniący niedoskonałościami ryk gitar i punkową rytmikę. 

Potem wciąż szukający czegoś Zbyszek rusza świat, szuka pracy w Hiszpanii, gdzie ląduje jako uliczny kuglarz i pracownik cyrku, trafia w końcu do Anglii. Tam staje się gwiazdą światowej sławy. Mówią o nim CNN i stacje brytyjskie. Ale sława ta jest inna, tak jak inny jest Zbyszek. Zostaje bowiem znanym na całych Wyspach tańczącym sprzątaczem – „Ziggy Dust’em”. Zbyszek stworzył bowiem siebie od nowa i pracując jako sprzątacz ulic, w barwnych strojach tańczył, zamiatając i słuchając muzyki. Szybko stał się sensacją na YouTube i w mediach. Sukces przyniósł jednak tragedię. Musiał uciekać z Anglii, gdyż jako odnoszący sukces emigrant, stał się celem lokalnych nacjonalistów. Groźba pobicia, utraty zdrowia, a nawet życia (!) była na tyle duża, że postanowił wrócić do Torunia.



I dobrze, bo w swoim rodzinnym mieście stworzył znowu nową jakość. Kruk pokazuje, ponownie sięgając do świetnych archiwaliów i ciekawych świadków wydarzeń, portret „Zbyszka i jego radioli”. To nowe wcielenie bohatera filmu, który pod koniec lat 90. w legendarnej „Piwnicy Pod Aniołem”, stworzył świat niesamowitych imprez. DJ Cołbecki grając na winylach z niesamowitego urządzenia znanego jako „radiola”, robił imprezy, na które ludzie walili drzwiami i oknami (te akurat nie były wielkie, bo „Anioł” mieścił się w piwnicy Ratusza Staromiejskiego).

Ważnym elementem filmu Kruka są goście - świadkowie. Świetnie dobrani, ludzie ważni dla naszej sceny muzycznej i kulturalnej. Kazik Staszewski i jego żona Anna Staszewska, która śpiewała w zespole Bikini. Yach Paszkiewicz robiący dla „Ziggy’ego” klipy, bolesny szołman Paweł Konjo Konnak, legendarny szef pierwszej "Od Nowy" (z czasów startu Republiki) Waldemar Rudziecki czy szef nieodżałowanego „Anioła” Wojtek Gałek.

Dobry film, budujący dobrą wiedzę o człowieku, który nie palił komisariatów, a mimo tego zbudował godną uwagi przestrzeń wolności i niezgody na schematy.

Tego już dziś nie ma. Nie dlatego że młodzi ludzie są gorsi, bo nie są. Nie ma, bo nasz spokojny europejski świat cyfrowy, nie przewiduje buntu. Nie sądziłem że kiedyś to napiszę, ale ciasteczka Google, beacony, lokalizacja w komórkach, lepiej nas inwigilują niż komunistyczna Służba Bezpieczeństwa. To my, dorośli stworzyliśmy taki świat młodym, więc odwalcie się od nich z narzekaniem na to, że siedzą przy tabletach i komórkach. Sami ich nie wymyślili. Ale właśnie dlatego film o Ziggym winien być pokazywany młodym ludziom w Toruniu, Bydgoszczy. To jest „facet z sąsiedztwa”. Nie jest to odległy lider Sex Pistols czy Iggy Pop. Ziggy chodzi po naszych ulicach (a raczej biega). Tu zaczynał grać, tutaj zasiewał ziarno buntu. Tutaj też możecie go spotkać i zapytać, dlaczego warto nie być pokornym. Pewnie odpowie wam, że nie jest pewien jak to robić, ale warto.

(tekst ukazała się jako felieton w Gazecie Pomorskiej)





Komentarze