W piątek na TOFIFEST
zobaczyliśmy ostatnią część filmów uczestniczących w konkursie Shortcut na
najlepszy film krótkometrażowy. Dzisiaj zaś, podczas gali zamknięcia, dowiemy
się, do kogo powędruje Złoty Anioł. Obejrzenie wszystkich 31 konkursowych
krótkometrażowek okazało się bardzo ciekawym doświadczeniem, w pewnym sensie
także ekstremalnym – w ciągu kilku godzin zaserwowano widzom prawdziwą ucztę
złożoną z najróżniejszych tematów i problemów. Filmy różniły się też aktorsko i
reżysersko, środkami wizualnymi oraz sposobami prowadzenia narracji.
Nawet, jeśli
niektóre z tych historii wydawały się nam podobne (np. islandzki Chum i belgijski De Smet) lub powielały znane już pewne schematy fabularne (Boogalo and Graham idealnie wpisuje się
w nurt kina brytyjskiego spod znaku Billy’ego
Elliota czy Pride), to wszystkie przedstawiały
inny wycinek rzeczywistości i posiadały własny, autorski charakter. Choć niemal
każda z tych produkcji była głęboko osadzona w miejscu, w którym powstała, to
poruszane tematy okazywały się uniwersalne: relacje rodzinne, miłość, przyjaźń,
dorastanie, śmierć, żałoba, kontakty międzykulturowe… Co nie znaczy, że są łatwe w odbiorze, wręcz
przeciwnie. Liczne niedopowiedzenia,
oszczędne dialogi, specyficzny ruch kamerą (czy charakterystyczna kreska i
kolorystyka w animacji), zastosowane w części filmów konkursowych, wywołują silne skupienie uwagi, ale też napięcie, co z
kolei ułatwia twórcom prowadzenie gry z oczekiwaniami i przyzwyczajeniami
widzów. W ten sposób oglądając norweski Last
Base, rosyjski Return of Erkin
czy brytyjski Patriot czujemy, że coś się wydarzy, ale co dokładnie i czy na pewno
– tego nie wiemy. Często też nie jesteśmy w stanie bliżej poznać bohaterów i
określić, czy przedstawiona historia okaże się przełomowa w ich życiu, czy
stanowi raczej zapis chwilowego kryzysu (niemiecki Absent), zgrzytu rzeczywistości (niemiecki We Will Stay in Touch About It) lub pewnego wycinka życia, które
przejdzie w zapomnienie (rumuński Tie).
Z kolei takie filmy jak libańskie Waves’98,
polskie Dalej czy holenderski A Whole In My Heart jeszcze mniej
skupiają się na linearności i „wydarzeniowości” – są raczej ciekawymi pod
względem wizualnym obrazami pewnych stanów emocjonalnych.
O takim
niedookreśleniu trudno mówić przy dokumentach zaprezentowanych w konkursie, które
podejmują konkretne problemy społeczne, takie jak pedofilia (holenderski Among Us), zakłamanie i przerysowanie
świata (a zwłaszcza świata wojny) w przekazach medialnych (holenderski Démontable) czy narodowa megalomania (polska Figura). Co ciekawe, każdy z nich
operuje zupełnie innymi technikami i stylami. Z jednej strony Démontable mogłoby z powodzeniem być zaliczone do performance art i sztuki krytycznej, z
drugiej strony zaś mamy Figurę –
sumienny, ale pozbawiony komentarza reportaż o budowie i montażu największego
posągu Jana Pawła II. To właśnie dzięki milczeniu jeszcze mocniej wybrzmiewa
absurdalność i monstrualność pomysłu postawienia w Parku Miniatur Sakralnych
olbrzymiej figury osoby, która nigdy nie pragnęła pomnika na swoją cześć.
Problemem podczas tego rodzaju konkursów jest
to, że trudno w jednym tekście omówić i ocenić wszystkie filmy, nawet jeśli są
to krótkie formy. Szczególnie, gdy nie da się ich pogrupować według określonych
kryteriów. Naturalne jest to, że jedne tytuły bardziej zapadają w pamięć, inne
mniej. Jednym bardziej przypadnie do gustu formalny kunszt i pomysłowość, inni
docenią prostotę wykorzystanych narzędzi filmowej narracji. O werdykcie Jury
dowiemy się już dziś o 18:00 w klubie Od Nowa, gdzie odbędzie się gala
zakończenia 13. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest.
Ewa Pakalska
Ewa Pakalska
Komentarze
Prześlij komentarz