Jest późny wieczór, w słuchawkach leci Blackstar, a ja zadaję sobie tylko jedno pytanie: dlaczego tak
krótko? Koncert poświęcony twórczości Davida Bowiego był punktem kulminacyjnym tegorocznego Tofifestu i jednocześnie pierwszym takim eventem w Polsce.
fot. Adrian Chmielewski (k35photo) |
Do Torunia zaproszono największe gwiazdy naszej rodzimej sceny muzycznej; kierownikiem mianowano Bartka Staszkiewicza (klawiszowca i producenta muzycznego, laureata Fryderyka z zespołem Sofa), a nowe aranżacje zapewnili toruńscy muzycy (m.in. Toruńska Orkiestra Symfoniczna pod kierownictwem Wojciecha Skruszewicza).
Zaczęło się od mocnego wejścia Pauliny Brzozowskiej z utworem Lazarus
– przejmującego i emocjonalnego „testamentu” artysty. Niesamowicie pozytywną
energię wniósł po chwili Tomek
Makowiecki, który tanecznym krokiem przeniósł widzów w świat
Bowiego-showmana, przełamującego przecież wszelkie gatunkowe i stylistyczne
granice. Mniej znany repertuar Davida, tak jak na przykład Letter to
Hermione, zaprezentowała swoim pięknym, głębokim głosem Natalia Przybysz, poprzedzona występem Skubasa, któremu towarzyszyła
nieodłączna gitara i, oczywiście, wyjątkowa muzyczna wrażliwość. Ogromny aplauz
uzyskał Tymon Tymański, nonszalancko
drocząc się z publicznością, by po chwili zaśpiewać utwory z bezsprzecznie
jednej z najlepszych płyt Bowiego – The Rise and Fall of Ziggy Stardust
and the Spiders from Mars. Jednym z
najbardziej wciskających w fotel wykonów był również duet Przybysz-Tymański
w Space Oddity, kiedy to, ku uciesze wszystkich fanów wczesnych
muzycznych poszukiwań Davida, nie pominięto nawet klimatycznych,
psychodelicznych gitarowych wstawek. Joanna Czajkowska-Zoń wskrzesiła
z kolei hit Under Pressure, pokazując fenomenalne warunki wokalne i
potencjał drzemiący w naszych toruńskich wokalistkach. Koncert zamykał
występ Brodki, która udowodniła, że
urodziła się po to, żeby móc zaśpiewać Jego wielkie hity – Let’s Dance i
Life on Mars rozbrzmiały na nowo, a artystka z niesamowitym „feelingiem”
i swobodą, ubrana w nieśmiertelne czerwone buty (put on your red shoes and
dance the blues!), tańcząc, odleciała wraz z publiką w inny, kosmiczny
wymiar.
fot. Adrian Chmielewski (k35photo) |
Wszystkie utwory nie brzmiałyby tak
dobrze, gdyby nie niepowtarzalne aranżacje grona muzyków: Kacpra Stolarczyka odpowiadającego za
gitary; Igora Nowickiego na organach Hammonda i instrumentach klawiszowych;
Bartka Staszkiewicza również na klawiszach;
Maćka Matysiaka na basie; Daniela Kapustka na perkusji oraz oczywiście
11-sto osobowej sekcji smyczkowej Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej.
Godzina spędzona w CKK Jordanki to
zdecydowanie za mało, żeby ukazać geniusz i eksperymentalną twarz Davida
Bowiego – żywiołowe i entuzjastyczne głosy widowni przeplatały się z cichymi
komentarzami o za krótkim i niewystarczająco satysfakcjonującym koncercie – bez
wątpienia byliśmy jednak świadkami jednej z najciekawszych muzycznych inicjatyw
ostatnich lat. Duch zmarłego w styczniu artysty zagościł na chwilę w Toruniu i dał
do zrozumienia, że jeszcze długo pozostawi w świecie muzyki i popkultury pustkę
nie do wypełnienia.
Ola Lichocka
Cudowne wydarzenie, z największą przyjemnością w nim uczestniczyłam i chętnie o nim pisałam! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń